"Wśród
najuboższych, wśród najbiedniejszych rodzi się światło,nic go nie zmniejszy.
Nic go nie zmniejszy, nic go nie zaćmi, w tym oto blasku jesteśmy braćmi.
W sercach nam będzie rosło i żyło prawdą najtkliwszą co zwie się Miłość.
Choć ciemność w koło i wicher wieje, jasno lśni gwiazda ponad Betlejem."
Nic go nie zmniejszy, nic go nie zaćmi, w tym oto blasku jesteśmy braćmi.
W sercach nam będzie rosło i żyło prawdą najtkliwszą co zwie się Miłość.
Choć ciemność w koło i wicher wieje, jasno lśni gwiazda ponad Betlejem."
8 letnia Towanda, nie wie co to są święta. Nigdy nie
doświadczyła rodzinnej atmosfery. Jej rodzice zmarli
kilka lat temu. Przyszła
do City of Hope w czerwcu. Towanda jest piękna, lubi bawić się w berka i cudnie
się uśmiecha ale ma przeraźliwie smutne oczy. Są smutne nawet gdy się śmieje.
Towanda jest wycofana i cicha, nie odpowiada na pytania jakby żyła w innym
świecie. Jakby ciągle była myślami w świecie wyobraźni. Co może sobie wyobrażać?
Ze ma kochających rodziców, liczną rodzinę, prezenty na święta, pyszne
świąteczne potrawy…
Towanda |
Towanda na kilka dni przed świętami zachorowała na malarie.
Patrzyłam jak słaniała półprzezroczysta po naszej placówce. Te święta musiały
być dla niej bardzo smutne. Razem z Towandą zostało na święta w City of Hope 13
dziewczynek. Nie miały gdzie i do kogo pojechać. Nie mają nikogo, kto mógłby je
przygarnąć. Reszta dziewczynek czyli około 40 pojechały do swoich rodzin,
dalekich krewnych.
I ja zostałam w City of Hope. Te święta były dla mnie
wyjątkowe i piękne. Bo spędziłam je z naszymi dziećmi. W tym roku nie poczułam
zapachu żywej choinki, nie jadłam 12 potraw, nie połamałam się opłatkiem
najbliższymi, nie zaśpiewałam ani jednej polskiej kolędy, nie dostałam
prezentów. Jednak uświadomiłam sobie, że Pan Bóg daje mi każdego dnia najdroższy
prezent-moje dzieci. Tak jak Maleńki Jezus jest tak wyjątkowo blisko nas w
swoje Boże Narodzenie, tak ja zrozumiałam jak każde z moich dzieci są dla mnie
ważne i bliskie mojemu sercu. Każdego dnia uczę się od nich pokory, prostoty
życia i radości.
Jak wyglądały moje święta? Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w
Afryce nie obchodzi się wigilii. Podobnie jak nie istnieje w Zambii drugi dzień
świąt. 24 grudnia razem z Wiolą i naszymi małymi pomocnikami dekorowaliśmy City
of Hope. Nelia nakładała gwiazdę na czubek choinki, Moreen dmuchała sztucznego
mikołaja, Edith przyklejała srebne aniołki, Kaleb kradł małego Jezuska z szopki
bożonarodzeniowej a mała Florence udawała ciągle nieprzytomną i kazała się
reanimować. Po zawieszeniu kilometrów własnoręcznie zrobionych łańcuchów,
ubraniu sztucznej choinki i udekorowaniu kilku sal poczuliśmy zapach i smak
Bożego Narodzenia. Po wieczornej mszy świętej zjadłyśmy z Wiolą zupkę chińską w
ramach wieczerzy wigilijnej:)
W pierwszy dzień świąt rzęsisty deszcz towarzyszy nam w
przygotowaniach do uroczystego lunchu. Wszyscy mieszkańcy City of Hope zostają
zaproszeni na obiad. Dzięki dobrym ludziom z Polski, którzy przysłali nam
paczki, mogłyśmy podarować drobne prezenty naszym dzieciom. Ich radość z
ołówka, długopisu, zeszytu, spinki do włosów i lizaka jest również i moją
radością.
Po południu udajemy się z Wiolą do Salvation Home czyli domu
dla chłopców ulicy. Na święta zjechali się wszyscy chłopcy z pozostałych 2
domów Mamy Carol. Każde dziecko jest tu dla mnie błogosławieństwem. Odkrywam to
w każdą niedzielę, kiedy po mszy świętej udajemy się do Salvation. Razem
gotujemy obiad na kuchni polowej i sprzątamy, razem bawimy się i modlimy. Dzisiaj widzę ponad 80 dzieci, które zostały
kiedyś zebrane z ulicy bo nikt ich nie chciał. Teraz powoli odkrywają wartość i
sens życia. Dzisiaj poznają smak Bożego Narodzenia a ja razem z nimi. W drugi
dzień świąt mama Carol przyjmuje pod swój dach ponad 200 bezdomnych ludzi w tym
większość dzieci i młodzież. Mogą się umyć, dostają nowe ubranie, 2 ciepłe
posiłki i małą paczuszkę z mydłem i ręcznikiem.
Święta te spędziłam jak moje dzieci, odkryłam smak prostego
życia i radości ze świąt bez szału zakupowego i całego pędu towarzyszącego
przygotowaniom świątecznym. Bo prawdziwe Boże Narodzenie to dzielenie się z
drugim człowiekiem, dzielenie jego biedy tej fizycznej jak i moralnej. To akceptacja
i przyjęcie drugiego człowieka taki jaki jest. Bo Bóg się rodzi w sercach
ludzkich, zarówno w tych gorących i zimnych jak lód. Bóg narodził się w moim i
Twoim sercu. Bóg narodził się w sercach moich dziewczynek, chłopców ulicy i w
sercach bezdomnych ludzi, których mama Carol przyjęła pod swój dach. Bóg rodzi
się zawsze niezależnie czy go przyjmujesz czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz