niedziela, 18 listopada 2012

Miłość nie zazdrości


,,Można dać komuś bardzo dużo i zranić, a można bardzo malutko i rozradować, jakby komuś skrzydła przypiąć do ramion’’      -Kardynał Wyszyński

Nigdy wcześniej jej nie widziałam i już więcej nie zobaczyłam. Nie wiem nawet jak miała na imię. Tak szybko jak się pojawiła tak zniknęła. Mała śliczna dziewczynka, o cudnym szerokim i promiennym jak nasze afrykańskie słońce uśmiechu. 


   
Na holu trwa pokaz talentów z okazji Dnia Niepodległości. Zambia jest  niepodległa od 1964 roku. Tutaj w Zambii, to święto jest bardzo hucznie obchodzone. Całe City of Hope jest wypełnione po brzegi dziećmi i młodzieżą. Trwa pokaz akrobatów, który przyciąga uwagę publiczności. Wyciągam szyję najdłużej jak się da aby coś zobaczyć. Rzeczywiście pokaz jest zjawiskowy. Nagle czuję jak u moich nóg plącze się mała dziewczynka. Nie ma szans aby coś zobaczyć bo sięga mi najwyżej do ud.  Biorę ją na ręce, aby również mogła dostrzec choć rąbek pokazu. Lecz ona kładzie na moim ramieniu główkę, obejmuję mi szyję swoimi małymi raczkami i z całej siły się przytula. Czuję nawet jak bije jej małe serduszko. Gdy publiczność ochłonęła, siadam z moją małą dziewczynką a ona nadal trzyma się kurczowo mojego ciała i jednocześnie zasypuje mnie pytaniami.
Jedno z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci:

-Do you sleep alone? I can sleep with you- dodaje ze swoim rozbrajającym uśmiechem.

 Międzyczasie kątem oka dostrzegam jak zazdrosnym okiem obserwują mnie nasze dzieci z City of Hope. Odprowadzam moją dziewczynkę do bramy i żegnam ją. Ona natomiast rzuca mi się na szyję i mówi
  
-I love you so much,  I will pray for you and I never forget you.
    
I ja zapamiętam ją na zawsze, myślę sobie przyciskając ją jeszcze mocniej do serca. Kiedy znika za bramą wciąż radośnie machając odwracam się i patrzę na moje dziewczynki z City of Hope. Wszystkie stoją obrażone z założonymi rękoma.  Masija aż kipiąc z zazdrości mówi do mnie:
   
-I don’t love you because you told me that I am jealous… 
  
Masija ma 7 lat I jest w City of Hope dopiero kilka tygodni. Przyszła razem ze swoją starsza siostrą Edith.  Ich matka jest ciężko chora, ojciec nieznany… Masije od początku ujmuje mnie swoją błyskotliwością i humorem. Każdego dnia pyta mnie się czy ją kocham i czy usiądę koło niej na studying time i będę patrzyła jak pisze literki. 
Pewnego wieczoru podbiegła do mnie i zapytała:
  
- Monika, What is Bozia? You are Bozia? Monika, you are my Boziaaaaa- mówi do mnie przytulając się do mnie i pokazując swoje białe ząbki. Czyni mi znak krzyża na czole i ucieka ciągle śmiejąc się.

  
Patrzę na moje dziewczynki, każda jest inna i każda wyjątkowa. Chciałabym aby wszystkie czuły się równie drogocenne i kochane, bo tego najbardziej potrzebują. Zazdrość jaka panuję między nimi jest bardzo niszcząca. Widzę każdego dnia jak niegasnące pragnienie bycie zauważonym i dostrzeżonym przeradza się w zaborczość. Pustkę jaką noszą w sobie z racji braku miłości rodzicielskiej, z racji tak wielu zranień jest nie do zapełnienia. I ja tej pustki nie zapełnię. Choć każdego dnia próbuję dać każdej równy kawałek mojego serca. Bo godność i wyjątkowość można odnaleźć tylko w sercu Boga…
  
Joice nosi na ramieniu torebkę zrobioną ze sznurka i pudełka po proszku do prania. Kiedy rozwiązuje zadania z matematyki i zabraknie jej paluszków do liczenia u rąk, liczy również na paluszkach u nóg. Kiedy wracam wieczorami do swojego domku, podbiega do mnie owija swoje nóżki i rączki wokół mnie niczym małpka i błaga mnie:
-Don’t leave me, take me to your home…
  
Anna, nazywam ją My Little Angel, bo rzeczywiście tak wygląda jak mały aniołek. Ostatnio kiedy nie dałam jej plasterka w klinice, powiedziała do mnie: ,, Jezus kazał kochać swoich braci jak siebie samego’’. A kiedy obraża się co się często zdarza, mówi do mnie: ,, I’m not your Little Angel’’.
Natomiast Towanda podczas zajęć chowa się pod stołem i zjada ołówki z prędkością światła. A Teresa ciągle wsadza małą Adashę do beczki. Victoria lubi niespodziewanie wskakiwać mi na plecy. 
  
Alice jest moją perełką i ma najpiękniejszym uśmiech na świecie. Kiedy siedzi koło mnie na mszy świętej i nadchodzi czas Komunii, mawia:

-Monika, it’s time to eat

Alice ciągle  opowiada mi z jakim utęsknieniem czeka na swojego ojca, który miał ją odwiedzić już 2 tygodnie temu. Niestety do tej pory nie zjawił się. Natomiast Anna wraz ze swoją starszą siostrą była ostatnio na spotkaniu ze swoją matka. Okazało się, ze jednak mama nie przyszła gdyż miała inne plany…
  
Każdego dnia uczę się, że  im trudniejsze dziecko tym bardziej trzeba je kochać i akceptować mimo wszystko. Często w swojej niemocy, zapominam o tym, że każde dziecko jest tutaj błogosławieństwem i darem od Boga. 

2 komentarze:

  1. Zapomniałaś dopisać o swojej małej kumpelce Masiye, że codziennie Cię pyta : Do you love Maren ???

    OdpowiedzUsuń