niedziela, 13 stycznia 2013

Nieoczekiwany gość


,,Bieda to nie tylko głód chleba. To ogromny głód ludzkiej godności. Musimy kochać i być dla drugiego człowieka. Popełniamy błąd, spychając ludzi na margines. Nie tylko odmawiamy biednym kawałka chleba. Myśląc, że nie mają żadnej wartości i zostawiając ich opuszczonych na ulicach, odmawiamy im ludzkiej godności, która prawomocnie należy do nich jako dzieci Bożych. Dzisiejszy świat odczuwa nie tylko głód chleba, lecz także głód miłości, bycia chcianym, bycia kochanym.’’
-bł. Matka Teresa z Kalkuty

Znasz fragment z Ewangelii św. Jana 9, 1-9? – pyta mnie kilkunastoletni Samuel?
-Nie – odpowiadam lekko zażenowana
-Jest to fragment gdy Pan Jezus uzdrawia ślepca…
-A znasz fragment z Ewangelii św. Mateusza 18,21-22?
Potrząsam głową przecząco i jednocześnie jestem głęboko zadziwiona i pełna podziwu.
-Pan Jezus naucza, że należy przebaczać nie 7 ale 77 razy…
-Znasz fragment z Ewangelii św. Łukasza 15, 11-32?- pyta mnie ponownie Samuel
Nie- odpowiadam lekko zawstydzona i tłumaczę się, że znam Pismo Święte ale nie mam w pamięci wszystkich wersetów.
Samuel jakby nie słysząc mojej odpowiedzi tłumaczy mi o czym jest kolejny fragment. Samuel ma kilkanaście lat, jest dzieckiem ulicy i czyta codziennie Biblie.



26 grudzień, 2 dzień świąt Bożego Narodzenia. Samuel przyjechał ciężarówką razem z 200 innymi dziećmi ulicy do Salvation House. Mama Carol co roku przygarnia bezdomne dzieci i młodzież na święta. W ten sposób chce przywrócić godność dzieciom, o których wszyscy zapomnieli

Samuel nie pamięta kiedy ostatni raz mógł wziąć ciepły prysznic. Dzisiaj ma taką możliwość. Samuel od wielu miesięcy chodzi  w tych samych ciuchach. Dzisiaj dostaje nowe ubrania. Samuel zapomniał jakie to uczucie najeść się do syta. Dzisiaj dostaje dwa ciepłe posiłki. Bo dzisiaj jest Boże Narodzenie…
 

   
Dziecko ulicy z pozoru jest okrutne. Taka będzie Twoja pierwsza myśl jak na nie spojrzysz. Dlaczego? Bo kradnie, wdaje się w bójki, należy do gangu. Poza tym jest uzależnione od narkotyków, alkoholu. Dziewczyny nieraz sprzedają swoje ciała. Część z nich choruje na AIDS. Tylko miłość rodzi miłość. Nienawiść rodzi nienawiść. Dlatego nie zdziw się gdy zobaczysz nienawiść w oczach dziecka ulicy. Spójrz głębiej a dostrzeżesz oczy duszy. Duszy, która jest spragniona aby być kochaną. Duszy poranionej i odrzuconej przez najbliższy. To nie są złe dzieci, tylko nieszczęśliwe.

Dotykam dzieci, które zapomniały już co to jest ciepło ludzkich dłoni. Nakładam ryż chłopcu, który nie może utrzymać talerza w dłoni, gdyż jego trzęsące się dłonie nie pozwalają mu na to. Uśmiecham się do dzieci, które nie pamiętają czym jest bezinteresowny uśmiech. Spoglądam w oczy dziecka ulicy pełne bólu, które widziały za dużo.

Rozmawiam z 15 letnią Mary, która żyje za długo na ulicy. Na pożegnanie mówię jej, że będę się za nią modlić. Tymczasem ona nagle zamyka oczy i z głębi serca recytuje mi ,,Ojcze Nasz’’,  ,, Zdrowaś Maryjo’’. Dzisiaj uświadomiłam sobie jak wiele mogę się nauczyć od bezdomnych ludzi. Jak mimo tylu przeciwności wielu z nich nie straciło swojej wiary. Samuel i Mary są dla mnie przykładem. Bo nie ma ludzi gorszych i lepszych. W oczach Boga wszyscy jesteśmy jednakowo drogocenni. To nasze ego i pycha tworzą podziały na lepszych i gorszych. Na myśl przychodzą mi słowa Matki Teresy ,, Biedni to wspaniali ludzie’’ i ja się pod nimi podpisuję.


 Moje serce ściska ból gdy widzę ogrom cierpienia tylu niewinnych dzieci. Gdy uświadamiam sobie, przez co te dzieci musiały przejść, skąd pochodzą. Jednocześnie przypominam sobie, że dzisiaj jest Boże Narodzenie. Bóg się rodzi w moim sercu jak i w sercach dzieci ulicy. Bóg nie potrzebuje zaproszenia. On rodzi się zawsze i w każdych warunkach. Jednak niejednokrotnie potrzeba aby ktoś dostrzegł w nas Boga i dobro abyśmy my uwierzyli w Niego i w samych siebie. Prawdziwe Boże Narodzenie to wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka, podarowanie odrobiny nadziei, tym którzy już ją całkowicie utracili. Pokochanie tych, których nikt nie kocha, przywrócenie godności tym, którzy nie wierzą w lepsze jutro.







Boże Narodzenie to przyjęcie pod swój dach nieoczekiwanego gościa. Ile razy przygotowując kolacje wigilijną zostawiasz puste miejsce? A ile razy zaprosiłeś kogoś ubogiego do swojego stołu? Dzisiaj mama Carol przyjęła pod swój dach nieoczekiwanego gościa czyli ponad 200 dzieci ulicy…



poniedziałek, 7 stycznia 2013

Prosiłem...


Prosiłem Boga o danie mi mocy w osiąganiu powodzenia -
- Uczynił mnie słabym abym się nauczył pokornego posłuszeństwa;

Prosiłem o zdrowie dla dokonania wielkich czynów -
- Dał mi kalectwo, abym robił rzeczy lepsze;

Prosiłem Boga o bogactwo, abym mógł być szczęśliwy -
- Dał mi ubóstwo abym był rozumny;

Prosiłem o władzę, żeby mnie ludzie cenili -
- Dał mi niemoc, abym odczuwał potrzebę Boga;

Prosiłem o towarzysza, abym nie żył samotnie -
- Dał mi serce, abym mógł kochać wszystkich braci;

Prosiłem o radość -
- A otrzymałem życie, abym mógł cieszyć się wszystkim;

Niczego nie otrzymałem, o co prosiłem -
- Ale dostałem wszystko, czego się spodziewałem.

Prawie na przekór sobie; moje modlitwy niesformułowane zostały wysłuchane.
Jestem spośród ludzi najhojniej ze wszystkich obdarowany.



niedziela, 6 stycznia 2013

Najdroższy prezent



"Wśród najuboższych, wśród najbiedniejszych rodzi się światło,nic go nie zmniejszy.
Nic go nie zmniejszy, nic go nie zaćmi, w tym oto blasku jesteśmy braćmi.
W sercach nam będzie rosło i żyło prawdą najtkliwszą co zwie się Miłość.
Choć ciemność w koło i wicher wieje, jasno lśni gwiazda ponad Betlejem."

 8 letnia Towanda, nie wie co to są święta. Nigdy nie doświadczyła rodzinnej atmosfery. Jej rodzice zmarli 
kilka lat temu. Przyszła do City of Hope w czerwcu. Towanda jest piękna, lubi bawić się w berka i cudnie się uśmiecha ale ma przeraźliwie smutne oczy. Są smutne nawet gdy się śmieje. Towanda jest wycofana i cicha, nie odpowiada na pytania jakby żyła w innym świecie. Jakby ciągle była myślami w świecie wyobraźni. Co może sobie wyobrażać? Ze ma kochających rodziców, liczną rodzinę, prezenty na święta, pyszne świąteczne potrawy…
Towanda

Towanda na kilka dni przed świętami zachorowała na malarie. Patrzyłam jak słaniała półprzezroczysta po naszej placówce. Te święta musiały być dla niej bardzo smutne. Razem z Towandą zostało na święta w City of Hope 13 dziewczynek. Nie miały gdzie i do kogo pojechać. Nie mają nikogo, kto mógłby je przygarnąć. Reszta dziewczynek czyli około 40 pojechały do swoich rodzin, dalekich krewnych.

I ja zostałam w City of Hope. Te święta były dla mnie wyjątkowe i piękne. Bo spędziłam je z naszymi dziećmi. W tym roku nie poczułam zapachu żywej choinki, nie jadłam 12 potraw, nie połamałam się opłatkiem najbliższymi, nie zaśpiewałam ani jednej polskiej kolędy, nie dostałam prezentów. Jednak uświadomiłam sobie, że Pan Bóg daje mi każdego dnia najdroższy prezent-moje dzieci. Tak jak Maleńki Jezus jest tak wyjątkowo blisko nas w swoje Boże Narodzenie, tak ja zrozumiałam jak każde z moich dzieci są dla mnie ważne i bliskie mojemu sercu. Każdego dnia uczę się od nich pokory, prostoty życia i radości.


Jak wyglądały moje święta? Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w Afryce nie obchodzi się wigilii. Podobnie jak nie istnieje w Zambii drugi dzień świąt. 24 grudnia razem z Wiolą i naszymi małymi pomocnikami dekorowaliśmy City of Hope. Nelia nakładała gwiazdę na czubek choinki, Moreen dmuchała sztucznego mikołaja, Edith przyklejała srebne aniołki, Kaleb kradł małego Jezuska z szopki bożonarodzeniowej a mała Florence udawała ciągle nieprzytomną i kazała się reanimować. Po zawieszeniu kilometrów własnoręcznie zrobionych łańcuchów, ubraniu sztucznej choinki i udekorowaniu kilku sal poczuliśmy zapach i smak Bożego Narodzenia. Po wieczornej mszy świętej zjadłyśmy z Wiolą zupkę chińską w ramach wieczerzy wigilijnej:)

W pierwszy dzień świąt rzęsisty deszcz towarzyszy nam w przygotowaniach do uroczystego lunchu. Wszyscy mieszkańcy City of Hope zostają zaproszeni na obiad. Dzięki dobrym ludziom z Polski, którzy przysłali nam paczki, mogłyśmy podarować drobne prezenty naszym dzieciom. Ich radość z ołówka, długopisu, zeszytu, spinki do włosów i lizaka jest również i moją radością. 

 


Po południu udajemy się z Wiolą do Salvation Home czyli domu dla chłopców ulicy. Na święta zjechali się wszyscy chłopcy z pozostałych 2 domów Mamy Carol. Każde dziecko jest tu dla mnie błogosławieństwem. Odkrywam to w każdą niedzielę, kiedy po mszy świętej udajemy się do Salvation. Razem gotujemy obiad na kuchni polowej i sprzątamy, razem bawimy się i modlimy.  Dzisiaj widzę ponad 80 dzieci, które zostały kiedyś zebrane z ulicy bo nikt ich nie chciał. Teraz powoli odkrywają wartość i sens życia. Dzisiaj poznają smak Bożego Narodzenia a ja razem z nimi. W drugi dzień świąt mama Carol przyjmuje pod swój dach ponad 200 bezdomnych ludzi w tym większość dzieci i młodzież. Mogą się umyć, dostają nowe ubranie, 2 ciepłe posiłki i małą paczuszkę z mydłem i ręcznikiem.


Święta te spędziłam jak moje dzieci, odkryłam smak prostego życia i radości ze świąt bez szału zakupowego i całego pędu towarzyszącego przygotowaniom świątecznym. Bo prawdziwe Boże Narodzenie to dzielenie się z drugim człowiekiem, dzielenie jego biedy tej fizycznej jak i moralnej. To akceptacja i przyjęcie drugiego człowieka taki jaki jest. Bo Bóg się rodzi w sercach ludzkich, zarówno w tych gorących i zimnych jak lód. Bóg narodził się w moim i Twoim sercu. Bóg narodził się w sercach moich dziewczynek, chłopców ulicy i w sercach bezdomnych ludzi, których mama Carol przyjęła pod swój dach. Bóg rodzi się zawsze niezależnie czy go przyjmujesz czy nie.