sobota, 8 grudnia 2012

Wioska dzieci




'' Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście''

Godzina 4:00 rano. Całe City of Hope jest już na nogach. O tej godzinie planowany był wyjazd. Jednak plany w Afryce nie noszą zegarków. Zgodnie z afrykańskim czasem wyjeżdżamy po 5. Stoimy z Wiolą przed czerwonym busem. Jesteśmy obładowane torbami jak wielbłądy. Obok nas stoją 53 małe podekscytowane wielbłądy czyli wszystkie nasze dziewczynki. Droga jest bardzo długa. Busy afrykańskie nie są zbyt szybkie ale i drogi w Afryce nie pozwalają na rozpędzenie odpowiedniej prędkości. Po drodze podziwiam wschód słońca. Obserwuje ludzi gotujących na ogniu przed chatkami. Dzieci idące do szkoły.  Kobiety noszące na głowach 20 kilogramowe bańki z wodą lub chrust na rozpałkę. Zmierzamy na drugi kraniec Zambii, do małej wioski oddalonej o 1000 km. Jedziemy do Lufubu, na misje ks. Cześka, który zorganizował spotkanie naszych dziewczynek z City of Hope z dziewczynkami z wioski. Razem ponad 100 dzieci będzie przez najbliższe 3 dni integrować się.


Po 15 godzinach jazdy, wreszcie docieramy do celu. Budzę dziewczynki, które śpią na moim ramieniu. Słyszymy jak ponad 50 małych dziewczynek śpiewa na nasze przywitanie. Tymczasem widzę jak między dziećmi wyjaławiają się Krzysiek i Ilona, polscy wolontariusze pracujący na misji w Lufubu. Spotykam ich pierwszy raz od mojego pobytu w Zambii.
  
-Witamy w wiosce dzieci- mówi Ilona na przywitanie szeroko uśmiechając się do nas.




Lufubu to mała wioska w buszu licząca koło 1000 ludzi. Mieszkają w glinianych chatkach przykrytych   słomą. W takich domkach mieszka nawet po kilkanaście osób. Nie ma w nich prądu ani wody. Kobiety piorą w rzece. Wieczorami ludzie siedzą przed domami przy ogniu, jedynym źródłem światła poza księżycem, który w Afryce wyjątkowo mocno świeci. Wokół biegają dzieci. Część dziewczynek nosi na plecach w czitengach swoje młodsze rodzeństwo. Obserwuję życie prostych i bardzo biednych ludzi. Ludzi, odciętych od cywilizacji. Ludzi, którzy mają utrudniony dostęp do edukacji i podstawowej opieki medycznej. Podziwiam ich siłę życia pomimo piętrzących się trudności.
-Te dzieci wychowuje księżyc i słońce- wyjaśnia Ilona.
    
W Europie ludzie nastawieni są aby dziecko jak najlepiej wychować. Żłobek, przedszkole, potem dodatkowe zajęcia z 3 języków, nauka gry na pianinie, i oczywiście jakiś sport. Czasem mam wrażenie, że dziecko jest zaprogramowane już przez rodziców. A może to niespełnione ambicje rodziców każą tak mocno inwestować w dziecko? W Europie, wychowuję się jedno, dwoje czasem troje dzieci. Ludzie boją się mieć więcej dzieci. Dlaczego? Bo jest to za duży kłopot dla rodziców a matka musi przerwać karierę zawodową. A może nie starczy pieniędzy na odpowiednie zaprogramowanie dziecka?


 W Afryce spotykam rodziny posiadające i po kilkanaście dzieci. Pomimo ogromnej biedy, nowonarodzone dziecko jest radością dla rodziny. W Afryce inwestuje się aby mieć jak najwięcej dzieci. Niestety jednak nie w ich wychowanie. W afrykańskim buszu dziecko tylko do 2 roku życia spędza czas z matką bo jest na jej ramionach. Jak tylko zacznie chodzić zostaje ,,przekazane’’ starszemu rodzeństwu, które je wychowuje. Dzieci w buszu chowają się same. Matka nie ma na to czasu bo rodzi się kolejne dziecko, kolejna radość...
  
Spotkanie dziewczynek z wioski i dziewczynek ze stolicy to jak zderzenie dwóch zupełnie innych rzeczywistości.
  
-To wasze dziewczynki mają piżamy? Pyta mnie Ilona głęboko zdziwiona.


9-letnia Regina z Lufubu nie ma ubrań na przebranie. Co dopiero piżamy. Kąpie się na naszej misji 5 razy dziennie, bo w domu nie ma prysznica. Zazwyczaj kąpie się w rzece. Może nigdy nie spała również na materacu? Regina nie zna angielskiego, poziom w szkole jest bardzo niski. Na co dzień pomaga mamie nosić bańki z wodą, wychowuje młodsze rodzeństwo. Bieda materialna uderza na każdym kroku… Za kilka lat zostanie sprzedana innej rodzinie. Stanie się żoną a kilka miesięcy później będzie już matką. I w taki sposób kilkunastoletnie dziewczyny noszą na ramionach swoje dzieci. Regina jest dzisiaj szczęśliwa. Wkrótce opowie o tym swoim rodzicom. Jest mimo wszystko szczęściarą, bo ma rodziców…

11-letnia Cecylia z City of Hope założyła swoje najlepsze ciuchy. Odświętną sukienkę i buciki na obcasie. Świetnie zna angielski. Pilnie się uczy, za kilka lat pójdzie na uniwersytet. Wygląda dzisiaj na szczęśliwą… Jednak nie ma z kim dzielić swojego szczęścia. A może już nawet nie umie? Ubóstwo emocjonalne jest dużo bardziej okrutne. Wyżera emocje, wysusza uczucia, zamraża podstawowe odruchy ludzkie. Czy będzie potrafiła pokochać swoje dzieci jeśli sama nigdy nie doświadczyła ciepła rodzinnego?
  
Jak wygląda integracja dziewczynek z dwóch skrajnych światów? O tym już niebawem…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz