środa, 17 października 2012

ECHO Z AFRYKI


Tylko miłość nadaje wartość wszystkiemu,
i to jest owo jedno, czego potrzeba.

Zatrzymaj się na chwilę, zamknij oczy, wycisz zmysły, chcę Cię przenieść do Afryki, do miejsca gdzie radość splata się z cierpieniem, nędza na przekór z bogactwem, żar upału z ulewnym deszczem. Promienie słoneczne otulają biegające wszędzie dzieci. Jednak ich życie bardzo różni się od naszego chociaż stąpamy po tej samej ziemi a nocą spoglądamy na te same gwiazdy...
                                                         
                                                           
 Na przedmieściach Lusaki, stolicy Zambii znajduje się Miasto Nadziei, City of Hope. Miejsce mojej posługi misyjnej, miejsce gdzie spędzę najbliższy rok. Siostry salezjanki prowadzą tutaj dom dla ponad 50 dziewczynek ulicy, szkołę podstawową dla 800 dzieci oraz kursy zawodowe.  Oczywiście mamy jeszcze własną farme. Kiedy rozmawiałam pierwszy raz z naszymi dziewczynkami, od razu zaprowadziły nas do zwierząt abyśmy  zapoznały się wpierw ze świniami i kozami, mieszkającymi na misji. Do tej pory śmiejemy się z tego.


Jak wygląda mój dzień w City of Hope? Wstaje codziennie o 5:20 bo na 6 jeździmy razem z siostrami na msze świętą  podziwiając po drodze wschód słońca. Eucharystia jest fundamentem mojej misji i niezmiernie cieszę się, że tak właśnie  rozpoczynam każdy  dzień. Z niej  czerpie siły aby pokonywać codzienne trudności, moje słabości i ograniczenia. 
                                                                                             
Po mszy jemy na szybkie śniadanie bo zaraz zaczynamy reeding time. Półtorej godziny  pisania literek z młodszymi i czytania bajek ze starszymi dziewczynkami. Czekają na nas już od kilkudziesięciu minut, siedzą po kilka na jednym krześle. Kiedy wchodzę do sali, 6 letnia Joice chowa się za szafą, a 8 letnia Towanda leży pod stołem. Inne biegają wszędzie gdzie tylko to możliwe, Nelia znowu pokłóciła się z Victorią a Masija zjadła właśnie ołówek.  Pozostałe wdrapują się na mnie jak małe małpki zapominając, że to nie jest czas zabaw. Mija trochę czasu zanim ogarniemy naszych małych rozrabiaków. Siedzimy w małym pomieszczeniu bez okien przypominającym raczej garaż niż sale lekcyjną. Nikomu to jednak nie przeszkadza, dziewczynki chcą się uczyć i z radością patrzę jakie robią postępy. Musimy jednak uzbroić się w dużą dawkę cierpliwości bo maja trudności z koncentracja i szybko zniechęcają się. Do każdego należy podejść indywidualnie co nie jest łatwe.

Ze świata literek przenoszę się w świat medycyny. Kolejnym punktem dnia jest praca w szkolnej klinice. Skaleczenia, stłuczenia, otarcia, ból głowy, ból brzucha, grypa, kaszel, katar, bolące gardło to najczęstsze przypadki. Zdarzały się też i poważniejsze jak  powracający ból oczu, zatrucia, rozcięcia czy malaria. Połowa ,,chorych’’ dzieci symuluje choroby, chcą tylko dostać lek aby w ten sposób poczuć się dostrzeżonym i zauważonym. Kiedy daje witaminy Ruth, która przychodzi każdego dnia po kilka razy, nagle ból głowy przechodzi a na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Codziennie przez prawie 2 godziny przyjmuję małych pacjentów. Praca w klinice przynosi mi dużo radości. 
                                                            
                                    
Następnie pomagam siostrom w szkole. Wykonuje  drobne biurowe prace jak: przepisanie tekstu na komputer, namalowanie plakatu, napisanie nowego planu lekcji lub po prostu sprzątam. W wolnych chwilach zaglądam dzieciom do klas i pozdrawiam je a na przerwach bawimy się w berka lub gramy w onse madonse. Jest ich tak dużo, że brakuje mi rąk o które już nie raz się pokłóciły. Są ciągle uśmiechnięte i nie martwią się wcale ze chodzą w podartych ciuchach, że są brudne, że 15 letnia dziewczynka jest dopiero w 4 klasie.  Cieszą się chwilą i z tego co mają choć część z nich jutro nie przyjdzie do szkoły bo nie stać ich na zapłacenie  czesnego…
                                    
 Późnym popołudniem spędzam czas z naszymi dziewczynkami. Codziennie prowadzimy różne zajęcia: sportowe, plastyczne, manualne. Lub po prostu tylko jesteśmy z nimi. Sama nasza obecność jest dla nich bardzo ważna jak nie najważniejsza.
Godzina 17 to czas na wspólny różaniec. Wzrusza mnie widok kiedy codziennie 53 dziewczynki  stają razem do modlitwy. Nawet  Jane która ma dopiero 4 lata nie zapomina aby uczestniczyć w tym jakże ważnym punkcie dnia.
Po modlitwie dziewczynki zaczynają study time. Jak tylko prądu nie wyłączą co zdarza się tutaj często, przez 2 godziny pomagamy dziewczynkom w pracach domowych i w nadrabianiu zaległości. Najpierw razem z Wiolą uczymy się z młodszymi potem ja zostaje ze starszymi. Wyjaśniam mnożenie pod kreską, dodawanie ułamków, pytam z geografii bo jutro jest  klasówka czy po postu czytamy na głos książki co pomaga w nauce angielskiego. Moja grupka to zdystansowana Natascha, Susan o pięknym uśmiechu, bardzo zdolna Elizabeth, wrażliwa Memo i Morrin która rzadko widuje bo ciągle zapomina o study timie. Każda jest inna ale każda wyjątkowa.
Dzień kończymy słówkiem na dobranoc, które my wolontariusze przygotowujemy. Opowiadamy historyjki z morałem i po krótkiej modlitwie dziewczynki kładą się spać. Na koniec każdą przytulamy i błogosławimy robiąc znak krzyża na małych czarnych czółkach.


Tak wyglądają moje dni w City of Hope. Każdy przynosi mnóstwo radości ale i porażki. Mija już pierwszy miesiąc jak tutaj żyje. Jaki był ten miesiąc? Wiele sytuacji i rzeczy mnie zadziwia. Mimo wszystko jestem tutaj bardzo szczęśliwa. Dziękuję Bogu za ten czas i za to miejsce bo dla mnie ta właśnie misja jest darem.




                                        
Afryka to nie tylko gorące słonce, uśmiech, prostota , ciągła walka o przeżycie, tradycje, zwyczaje, magia, niesamowite cierpienie, choroby, bieda, ale to przede wszystkim pokora i siła ludzi tutaj żyjących, co najbardziej mnie uderzyło od samego początku. Chcąc być z nimi, to trzeba albo ich pokochać, albo wracać do swego kraju...

2 komentarze:

  1. Jakie to trafne. Zupełnie jak słowa pieśni: Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl po co żyjesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, pięknie! Aż cieszę się, że spotkamy się w Święta! :)
    Pozdrów dzieciaki od wujka z Ameryki :P
    Cieszę się bardzo, że tak wspaniale pracujesz!
    Z Panem Bogiem
    Szymon

    OdpowiedzUsuń