sobota, 20 października 2012

ŚWIATŁO W CIEMNOŚCI


Godzina 16:30, późne popołudnie, ostanie promienie gorącego słońca ogarniają suchą i spękaną ziemię. W Afryce zmrok zapada już o 18. Chawama, przedmieścia Lusaki, stolicy Zambii. Jedziemy furgonem. Ja, Wiola, Monika, siostra Aniela(Angela) i 8 letnia śliczna Celine. Monika, moja imienniczka jest  wolontariuszką u sióstr św. Rodziny. Uczy dzieci w szkole języka angielskiego i opiekuje się swoimi niepełnosprawnymi sąsiadami. Zaprosiła nas do siebie na weekend abyśmy zobaczyły jej placówkę. S. Aniela jest polką, jedną z sióstr św. Rodziny. Nazywamy ją siostra Anioł, bo rzeczywiście nim jest choć skrzydeł nie widać. Może to i lepiej. 


Jedziemy główną ulicą Chawamy. Nędza ciśnie mi się do oczu. Jest wszędzie jak upalne suche powietrze, które przykleja się do miasta niczym druga skora. Wzdłóż brzegów ulicy kwitnie prymitywny handel. Warzywa, owoce, kury, kozy, ryby, ubrania w większości już zużyte, prowizoryczne budki służące za gabinety fryzjerskie, małe bary gdzie sprzedaje się przede wszystkim alkohol.  Minibusy pokryte grubą niebieską blachą brną przez główną drogę, warkocząc mozolnie pod swoim ciężarem. Są przepełnione do niemożliwości, z pasażerami czepiącymi się boków, wychylającymi się z okien i otwartych drzwi. Nie ma tu ani centymetra trawy, jedno drzewo przypada na kilka ulic, powietrze jest przesycone kurzem, pyłem, spalinami dieslowskich silników. Nie zobaczysz tu motyla czy ptaka tylko miliardy latających i przenoszących przeróżne choroby owadów. Domy, są zrobione z blachy, folii i kilku cegieł. Kobiety gotują i piorą na ulicach.
Tu na peryferiach miasta zaczynają się slumsy. Jest to odrębny świat, żyjący na uboczu. Bieda uderza mnie tak bardzo że tracę ochotę na lody, na które zaprosiła nas siostra Aniela wraz Moniką.  Pytam siebie, jak mogą smakować  lody jeśli kilka ulic dalej są dzieci które nigdy nie poznają ich smaku?  Przez okno samochodu patrzę na dzieci, jest ich mnóstwo cała chmara. Półnagie, brudne, grzebiące w śmieciach. Czego szukają?  Czegoś co można przerobić na zabawkę albo coś co nadaje się do spożycia, do sprzedania…
A jak wygląda nędza w Chawamie po zmroku? Hałaśliwa i rzucająca się w oczy. Wracając z czekoladowych lodów, których smak trudno było mi określić, widzę zupełnie inną nędzę. Przesiąkniętą zapachem alkoholu i innych używek. Królują tu teraz dzieci ulicy.


 Na ulicach mnóstwo ludzi. Mają na sobie koszulki w kolorze flagi zambijskiej i pomalowane twarze. Trwa mecz Zambia-Uganda. Nagle słyszę krzyki, piski, widzę ludzi tańczących na ulicach. Zambia wygrała. Duma narodowa daje we znaki. Radość jest ogromna. Ludzie wychodzą na środek ulicy, krzyczą, wdrapują się na dachy zaparkowanych aut. W jednej chwili kilkanaście dzieciaków wskakuje nam na pakę. W tym samym momencie okazuje się że droga jest zakorkowana.  Siostra mówi do nas abyśmy nie zaczepiały i nie uśmiechały się do dzieci bo to są już pijane dzieci. Nagle radość jaka panuje na ulicach Chawamy staje się niebezpieczna. Momentalnie ogarnia mnie lęk .
Pomiędzy mną a Wiolą siedzi Celine. Ma piękne i głębokie oczy. I dziękuje Bogu ze jest z nami. Bo jeszcze kilka miesięcy temu była na ulicy. Była po tamtej,  mniej bezpiecznej stronie. Tułała się z matką. Matka zarabiała na niej, dziewczynka musiała tańczyć w barach. Trudno opisać co musiała przeżyć. Ojciec zostawił matkę gdy była w ciąży. Spoglądam na nią, jest taka spokojna, nie przeraża jej to co dzieje się na zewnątrz. Jeszcze niedawno tak wyglądała jej codzienność. Myślę, że połowę tych ludzie jest jej dobrze znana. To może jej dawni towarzysze zabaw. Tymczasem Celine z uśmiechem na twarzy proponuje nam naukę jezyka ninyacha.

Noc ogarnęła ulice Chawamy. Próbujemy się przedrzeć przez zakorkowana ulice i dostać do naszej misji która, jest położona w samym sercu nędzy jaka tu panuje. Dzięki temu siostry przygarniają najbardziej potrzebujących. Tak właśnie było w przypadku Celine. Siostra Aniela znalazła dziewczynką i przygarnęła ją. Celine jeszcze w styczniu była tak wychudzona jak  szkielet. Teraz jest piękna, uwielbia tańczyć i z zapałem się uczy. Raz w tygodniu odwiedza matkę, przynosi jej produkty spożywcze, które dostaje od siostry.

Na zewnątrz panuje ciemność. Na ulicach pojawia się coraz więcej zataczających się ludzi. Pośród nieustannych klaksonów, mozolnie jedziemy naszym furgonem, w kierunku misji. Patrzę na siostrę i myślę sobie, że  jest Aniołem. Bo świeci światłem w ciemności jaką tu zobaczyłam i wierzy, że w każdym człowieku jest dobro nawet najbardziej wynędzniałym. Niesie każdemu swoje serce pełne miłości. Spoglądam na Celine i również w jej oczach widzę światło, gdzie jeszcze niedawno był ogrom smutku i bezradności. Jest to światło nadziei bo znalazł się ktoś kto pomógł jej ją przywrócić…

3 komentarze:

  1. Monisiu tak pięknie piszesz aż się wzruszyłam ! A tak jak nie dopilnuję to ani się nie pomodlisz ani nie umyjesz, ani nie ogarniesz !

    Twoja współtowarzyszka życia, kumpelka Wiolka :)
    P.s I tak Cię Kocham, nawet jak Jesteś Nasępiona i Umorusana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze jest mieć blisko siebie Aniołów... wtedy łatwiej jest dostrzegać niebo na ziemi!

    OdpowiedzUsuń
  3. To kolejna fantastyczna opowieść na tym blogu.... :) Najbardziej podoba mi się jak mówisz, że może to i lepiej, że Wasz anioł nie ma skrzydeł... wyobrażam sobie jak siostra Anioł odrywa się od ziemi, wylatuje z misji, a po chwili wraca z pełnymi ramionami miłości.

    OdpowiedzUsuń